Menu

czwartek, 9 marca 2017

Nowe życie pojedynczych cieni - paleta magnetyczna INGLOT

W 2016 roku opublikowałam ostatni post... Więc oficjalnie, po swojemu witam Was w 2017 roku! :) haha wiem, mamy marzec. Obiecuję, będę się starała być bardziej systematyczna.
Nie zamierzam robić podsumowania ostatniego roku bo muszę przyznać, że wyczekiwałam 17's bardzo niecierpliwie! W planach mam tyyyle rzeczy do zrobienia, miejsc do odwiedzenia, szykują się dwie przeprowadzki, metamorfoza mojego wizerunku, zdobycie licencjatu... Kupa roboty mnie czeka! Czuję się podekscytowana i szczerze liczę na to, że mam przed sobą dobry rok.

Tyle słowem wstępu, zapraszam Was na magnetyczny post. I to dosłownie. Czas na nowe życie dla moich pojedynczych cieni, które wraz z zakupem pięknych palet zostały zepchnięte w czeluści szuflad mojej toaletki. Znacie ten problem? W ramach następnej planowanej przeprowadzki postanowiłam również dla nich znaleźć nowy dom. Jak zebrać wszystkie pałętające się, pojedyncze cienie w jednym miejscu? Najlepiej przenieść je do jednej, większej palety, zapraszam na post!




Co będzie Ci potrzebne? Oczywiście paleta, która pomieści wszystkie Twoje skarby.
Długo chodził mi po głowie pomysł zakupu magnetycznej palety, zapatrywałam się na Z Palette, ale skutecznie odstraszała mnie cena wahająca się w granicach 59.99 - 109.99 zł.

Za to ciekawą propozycją dysponował Inglot. Za kwotę 33.00 zł możemy zakupić Kasetkę magnetyczną Flexi FREEDOM SYSTEM, która daje wiele możliwości skomponowania swojej własnej, spersonalizowanej palety. Jest elegancka i pojemna (14 x 18 cm). Jednak to co spodobało mi się najbardziej to fakt, że nie posiada przegródek, a wieczko, które jest całkowicie zdejmowane zamyka się na magnesy ulokowane w rogach palety. Czemu mnie to cieszy? No cóż, cieni mi raczej przybywa niż ubywa, więc gdy w przyszłości zdecyduję się na koleją paletę Flexi z Inglota, będę mogła pozbywając się jednego wieczka złączyć je razem i powstanie jedno wielkie cieniowe zbiorowisko. :)

Brak przegródek również ma swoje plusy. Kupując pojedyncze cienie różnych marek nie zastanawiamy się czy ich kształty i wielkości będą pasowały to gotowej przegródki czy nie. Używając tej kasetki, po wyjęciu cienia z jego oryginalnego opakowania możemy dowolnie ułożyć go w palecie z innymi cieniami.


Zdecydowałam się na czarną wersję kasetki. Jest ją zdecydowanie łatwiej utrzymać w czystości niż białą, no i wiem że jej kolor mi nie zżółknie.

Jedyny minus to waga kasetki, jest dosyć toporna i ciężka. Tu na plus wysuwają się wszystkie palety w kartonikowych opakowaniach, są lekkie i poręczne, jednym słowem dobrze przemyślane.

Ale z drugiej strony wiem, że plastik z którego została wykonana paleta nie jest badziewny i tandetny, mamy w rękach coś cięższego więc czujemy wagę dobrego wykonania tego produktu.


Gdy kupowałam moją kasetkę, premierę miały cienie z kolekcji What a spice! więc załapałam się w gratisie na miniaturkę cienia nr 297, czyli przepięknego i głębokiego fioletu wpadającego w bordo (w rzeczywistości ciemniejszego niż na zdjęciu), który przypomniał mi jak świetnie pracuje się z cieniami tej marki. Rozcierają się jak marzenie, jednocześnie nie znikając podczas blendowania. Cudeńka!

Jak wiadomo cienie z Inglota są sprzedawane bez opakowań, więc nie trzeba dodatkowo zawracać sobie głowy wyciąganiem ich z nich. Ale co z cieniami innych marek, których metalowe wypraski są przyklejane do plastikowych opakowań na stałe? Da się to zrobić domowymi sposobami, będziesz potrzebowała: prostownicy, papieru do pieczenia i np pilniczka do podważania wyprasek.


A oto jak to zrobić:
  • rozgrzewamy prostownicę, gdy jest już gorąca to za jej pośrednictwem roztapiamy klej łączący wypraskę cienia z jego opakowaniem
  • papier do pieczenia umieszczamy między rozgrzaną grzałką prostownicy a plastikowym opakowaniem, dzięki temu zabezpieczamy prostownicę przed przywarciem do niej roztapiającego się plastiku
  • trzymamy około minutę, w większości cieni po tym czasie bez większego trudu uda się rozłączyć wypraskę z opakowaniem, wystarczy delikatnie podważyć ją pilniczkiem, agrafką lub innym cienkim i długim narzędziem
  • jeśli po minucie klej jeszcze się nie roztopił, trzymamy opakowanie nadal na rozgrzanej grzałce, kontrolując czy da się już unieść wypraskę z opakowania




Jeśli na wyprasce zostało trochę kleju, pozbądź się go wacikiem nasączonym zmywaczem do lakieru.

Proste? Brzmi banalnie, niestety pomimo uprzedzeń wyczytanych w internecie, że cienie potrafią być oporne i prędzej się kruszą niż ładnie odklejają od swoich opakowań, nie obeszło się u mnie bez strat bitewnych i przypadkowych draśnięć paznokciem po cieniu. Co niestety widać na załączonych obrazkach. :(

Im bardziej starałam się "delikatnie" podważyć wypraskę tym bardziej wywierany na nią ucisk kruszył mój cień. Jeden delikwent z Make Up Revolution poleciał po bandzie i po całym zabiegu zamiast prasowanego cienia miałam pyłek w słoiczku. Ale nie ma tego złego, tak powstał nowy pomysł na następny post, pokażę Wam jak uratować pokruszony cień i ponownie zaaplikować go do wypraski. :) 



A tak prezentuje się cała gromada poukładana w nowej i czystej palecie. Cieszy moje oko. :)
Teraz gdy czytacie ten wpis, jest w niej już więcej kolorowych cieni, jak zwykle nie mogłam się oprzeć żądzy posiadania więcej i więcej.

Mam nadzieję, że spodobał Wam się pomysł i wpis. Jeśli nie macie swawolnych pojedynczych cieni jako pretekstu na zakup Inglotowej kasetki, nic nie stoi na przeszkodzie aby ją zakupić i zacząć tworzyć swoją własną kompozycję cieni od zera, dopasowanych do aktualnych potrzeb, humorów, pogody czy ochoty. Dajcie znać czy Was przekonałam i biorąc ze mnie przykład zróbcie to ostrożniej, inaczej z cieni zostanie pyłek!

Buziaki

2 komentarze :

  1. Też przenoszę moje pojedyncze cienie do paletek magnetycznych, bo gdy leżą solo, w opakowaniu, to zwyczajnie o nich zapominam :D U mnie niestety sposób z prostownicą nie działał - tzn. nie jestem przekonana do jakości mojej prostownicy i jej szybkiego nagrzewania, więc i plastik z opakowania topiłam nad zwykłym tea lightem - było szybciej, ale wymagał troszkę więcej uwagi, gdyż można było się poparzyć :) Czekam na kolejne wpisy! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, nad otwartym ogniem to bym się bała, że puszczę dom z dymem ;)

      Będą kolejne wpisy, cieszę się że ktoś czeka i je czyta ♥

      Usuń