Menu

piątek, 25 marca 2016

Luty w zdjęciach


Lepiej późno niż wcale. Pomimo tego, że przygotowane do tego posta zdjęcia już dawno zajmowały miejsce na moim komputerze, dość ciężko było mi się zebrać aby napisać do nich parę słów. Chyba nie chcę się pożegnać z ubiegłym miesiącem. Luty był dla mnie bardzo ekscytujący, wiele się działo. Bardzo ubolewam nad tym, że się już skończył. Jest zdecydowanie jednym z moich najbardziej ulubionych miesięcy w roku. Fakt, że obchodzę wtedy urodziny pewnie mocno rzutuje na to przekonanie. Bo właśnie to co najmilszego mnie spotkało to z pewnością urodzinowy wyjazd, o ten szczególny czas mój narzeczony zadbał z niebywałą dbałością o szczegóły. Szybko zdana sesja zaoszczędziła mi nerwów, większa ilość czasu wolnego pozwoliła zadbać o dom i beztrosko zacząć nowy semestr. Chwilowa wiosna we Wrocławiu pozwoliła też na krótki relaks i zajęcie się moimi ulubionymi "babskimi sprawami". Zapraszam na zestawienie "Lutego w zdjęciach".



Dawno nie byłam na porządnych zakupach. Ubraniowych oczywiście, bo ilość notorycznie dokupywanych przeze mnie kosmetyków nie znajduje już miejsca w szafkach i szufladach. W Pull&Bear upolowałam jedynie prześliczną bluzę w pomadki. Ostatnia przeceniona sztuka. Oczywiście, że musiała być moja.
W Tłusty Czwartek nie zabrakło też u mnie pączków. Nie należę do grupy osób, które pączków nie jedzą bo "NIE", bo wolą być fit a pączki tuczą. Nie. Nie robię sobie rekordów, standardowo jak co roku zjadłam trzy pączusie i chodziłam zadowolona.
Nadchodząca wiosna napawa mnie nową energią. Mam wielką ochotę zmienić coś w moim otoczeniu. A od czego zacząć, jak nie od ukochanego "centrum dowodzenia"? Nie wiem tylko czy zmienić miejsce stania toaletki czy zrobić na niej reorganizację i poszukać może jakiś ciekawych organizerów... Co byście poradziły?


W lutym obejrzałam znacznie więcej filmówniż zazwyczaj, w końcu podczas mojej laby miałam na to czas. Jednak nie każda pozycja była godna uwagi, więc wybrałam trzy ciekawsze, które śmiało mogę Wam polecić, oraz jedno wielkie rozczarowanie.

Transporter Nowa Moc - czas na akcję! Od dawna byłam fanką Transportera, w tej części zmienił się główny bohater, ale na szczęście nie zawiódł mnie w swojej roli. Tytułowy transporter dalej czaruje jako elegancki, sztywny i wyrafinowany agent, skrywający wiele umiejętności, dzięki którym wychodzi cało z każdej opresji. Uwodzicielski przystojniak promujący Audi, mimo wszystko bardzo polecam.

Wiek Adaline - zegar biologiczny głównej bohaterki zatrzymuje się przez wypadek samochodowy. Rozpoczyna się wieczna młodość i nieśmiertelność. Film jest typowym baśniowym romansem. Nie ma zwrotów akcji, no i generalnie wielkiej akcji też nie ma. Delikatny, babski. Pomimo tego, że nie występuje w nim żadna tragedia, ja ze wzruszenia uroniłam parę łez. Było to dla mnie... dosyć oczyszczające. ;)

Jack pogromca olbrzymów - lekkie i zabawne kino fantasy. Trochę przewidywalny, wiadomo już na początku filmu, że Jack uratuje księżniczkę, ale właśnie o to chodzi w bajkach. Bardzo przyjemnie ogląda się tę pozycję, polecam wszystkim do miłego wieczornego seansu.

Ugotowany - od dawna miałam chrapkę na ten film, przede wszystkim przez sympatię do Bradley'a Cooper'a, niestety bardzo mnie rozczarował. Zanudziłam się podczas seansu. Osobiście uwielbiam kulinarne produkcje, ale ta fabuła nie przemówiła do mnie, spodziewałam się czegoś wow. Może właśnie dlatego chamski i arogancki kucharz nie przypadł mi do gustu.


Były też spotkania, desery i kawusie. Czyli to co uwielbiam najbardziej! Tym razem odwiedziłam Pijalnię Czekolady E. Wedel. Mmmm kawa late z syropem pistacjowym oraz czekoladowy makaron w sosie czekoladowym z truskawkami, posypany prażonymi orzeszkami oraz gałka lodów waniliowych. ♥ Coś cudownego.


W kuchni poczyniłam postępy. Postanowiłam częściej z niej korzystać, nie tylko w celu zrobienia sobie kanapek. Zaczęłam od super prostego przepisu na sypaną szarlotkę.
Serduszkowy motyw na paznokciach w klasycznej czerwieni - obowiązkowo na walentynki.
Wrocław, moje miasto jest przepiękne! Zwłaszcza w takich chwilach, gdy dopiero się budzi a każdy jego mieszkaniec spieszy się do swoich codziennych spraw. Jako postronny obserwator doceniam takie momenty, jest w nich coś niezwykłego.


Codzienny "zwykły" rozświetlający makijaż dzienny.


Dzień urodzin miałam okazję świętować w niesamowitym miejscu. Hotel Szrenicowy Dwór w Szklarskiej Porębie to zabytkowy pałacyk o specyficznym, niezwykłym klimacie. Urzekła mnie panująca w pokojach biel, potężne i grubo tkane zasłony, oraz ten przepiękny żyrandol. Marzy mi się taki w własnym domu. No i ten telefon! Na początku myślałam że to tyko ozdoba, ale w słuchawce był sygnał więc gdy nadarzyła się okazja i potrzeba to z przyjemnością zadzwoniłam na recepcję. Jeszcze parę lat i telefon stacjonarny to będzie historia...




A u Was jaki miesiąc w roku jest tym ulubionym? Do następnego razu! ;)


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz