Menu

poniedziałek, 19 grudnia 2016

Haul z Irlandii | Real Techniques, Primark, Boots

Musicie mi wybaczyć moją dłuższą nieobecność w tym miesiącu. Jak na prawdziwego studenta przystało zabrałam się za wypełnianie 150 - stronicowego dziennika przebytych praktyk parę tygodni przed jego zdaniem i trochę nie przewidziałam, że tak dużo czasu mi to zajmie. 

W listopadzie razem z narzeczonym odwiedziliśmy znajomych w Irlandii, snuliśmy zawiłe plany na przyszłość i oczywiście korzystając z okazji pobytu na Wielkiej Wyspie - robiliśmy zakupy w Pirmarku. :) Muszę szczerze przyznać, że rozbłysły mi oczy na widok życia które tam się wiedzie. Oprócz deszczu wszystko jak dla mnie jest na plus, a już na pewno sklepy z pierdułkami, gadżetami, "funciaki" i tego pokroju placówki. No i drogerie przepełnione zagranicznymi kosmetykami na czele. Zapraszam na mój mały Irlandzki HAUL!






Zacznę od najbardziej kosmetycznej części wpisu.
Zawsze myślałam, że nasze polskie drogerie są wystarczająco przepełnione dobrociami i szafami z kolorówką, dopóki nie weszłam do Superdrug. W tej brytyjskiej drogerii, zaraz po wejściu każda kosmetykomaniaczka w parę sekund doznaje oczopląsu. Róż, brokat i promocje na każdym kroku. Momentalnie znalazłam się przed jedną z szaf, której u nas nie ma - Collection!

O korektorze Lasting Perfection słyszałam mnóstwo dobrego, teraz i ja przyłączam się do grona jego fanek. Nie miałam jeszcze tak kryjącego, a zarazem nie obciążającego skóry wokół oczu korektora jak ten. Śmiało mogę go nazwać płynnym kamuflażem. Jedyne co mnie zdziwiło to wielki rozstrzał między kolorami. Zakupiłam odcień nr 1, który wydawał mi się na początku trochę za jasny, ale nr 2 wpadał już w delikatny pomarańcz. Na szczęście jedynka jest z żółtym pigmentem i na nie opaloną skórę sprawdzi się idealnie. Kosztował 4 funty, możemy go dorwać na allegro za ok 30 zł.


W sklepie "z wszystkim" do mojego koszyka wpadł Lip Smacker o smaku mojego ulubionego napoju gazowanego Mountain Dew. Kosztował zaledwie 0.49 funta, aż żal było nie wziąć. ;)
Sklepów w których było "wszystko i nic" odwiedziliśmy sumie najwięcej. Nasi znajomi sprytnie się już zorganizowali wiedząc, którą z 6 różnych miejscówek odwiedzić by kupić najtaniej np 2l Coca Coli, więc korzystaliśmy i jeździliśmy z nimi wszędzie.




Perełką moich zakupów są zdecydowanie pędzle Real Techniques! Cudeńka! Krzyczały do mnie z drogeryjnej półki. Gdy trochę je potestuję i będę pewna, że z pełną odpowiedzialnością mogę je polecić, na pewno doczekają się osobnego wpisu. Jak na razie spisują się na medal, w zestawie mamy: Multi - task brush (do pudru), Tapered foundation brush (do podkładu), Base shadow brush (do nakładania cieni na powiekę), Angled highlighter brush (teoretycznie do rozświetlacza, ale zdaje egzamin przy precyzyjniejszym konturowaniu), Fine liner brush (do eyelinera).

Brakuje mi numeracji pędzli, łatwiej byłoby je opisywać liczbą niż nazwą własną, ale i tak precyzja ich wykonania jest na wysokim poziomie. Włosie zalicza się do tych super mięciutkich. Brak tradycyjnej skuwki przyciąga uwagę do pięknych kolorowych rączek w oryginalnych metalicznych barwach. Jedynie biała kosmetyczka mi się nie podoba. Ciasna i ciężko się ją otwiera i zamyka. Wyczekujcie recenzji pędzli!



Czas na Primarkowy łup! Z racji tego, że do kin zawitał nowy film pt. "Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć", który należy do pokroju świata Harre'go Potter'a, brytyjczycy znów powariowali. Nowych gadżetów filmowych jeszcze nie wyprodukowali, przez co do sklepów wrócił kult Potter'a. Koszulki, figurki, zabawki... wszystko co związane z filmem jest wszędzie.



Dałam się skusić  na Hogwart'ową piżamkę. No dobra, nie ja się dałam skusić tylko kupił mi ją narzeczony, sama pewnie bym się nie zdecydowała. ;) Piżamka ma świetny dół, dopasowany i z wygodnego materiału, a gdy ją zakładam wyglądam jak zbieg z więzienia.




Na koniec zostawiłam sobie "puste kalorie". W Irlandii można kupić za przystępną cenę chyba wszystko. Nie trzeba tam gotować, w sumie to nie opłaca się nawet gotować. W Ice Landzie można kupić każdy znany ludzkości posiłek w wersji zamrożonej i gotowej do spożycia po podgrzaniu. Wychodzi to zdecydowanie taniej niż gotowanie tradycyjnego obiadu.

Spróbowałam nowy dla mnie smak napoju aloesowego. W truskawkowej wersji jest jeszcze słodszy niż ten tradycyjny. Za 1 funta wyhaczyłam także pudełeczko pełne przepysznych Maltesers'ów, a Nutella&Go nie zrobiło na mnie specjalnego wrażenia. Cieszę się, że zdecydowaliśmy się na Twixa do smarowania, smakuje dokładnie jak baton.

Jeśli moje plany się ziszczą, to na pewno zobaczycie u mnie więcej zdjęć z Irlandii, ale więcej na razie nie zdradzam, wszystko wyjdzie w praniu. ;)

Do następnego!

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz