Menu

wtorek, 22 grudnia 2015

Recenzja | theBalm Balm Jovi, Rockstar Face Palette


Amerykańska marka theBalm podbiła serca kobiet na całym świecie. Nie jestem wyjątkiem, więc też wpadłam po uszy w platoniczne zauroczenie tymi produktami. Paleta Balm Jovi wpadła w moje ręce głównie dlatego, że zawiera odpowiednik sławnego rozświetlacza Mary Lou Manizer, który występuje w niej pod nazwą Solid Gold. O Mary Lou słyszałam i czytałam dosłownie wszędzie, nic więc dziwnego, że zdecydowałam się na zakup kultowego highlighter'a. Ale zamiast wydać 65 zł na jeden produkt, postanowiłam dołożyć jego równowartość i zakupić całą paletę zawierającą 12 cieni, 1 rozświetlacz, 1 róż oraz 2 pomadki, których formuła może także nam posłużyć jako kremowe róże. 




Opakowanie, jak zawsze w przypadku theBalm, to solidnie wykonana tekturka nawiązująca wizerunkiem do stylu pin up. Zamyka się na dwa magnesy, tworząc dwie części. Pierwsza część paletki zawiera produkty prasowane, a druga kremowe pomadki/róże. Jest to rewelacyjny pomysł, pomadki nie brudzą się od pyłu, w trakcie użytkowania cieni. Dzięki temu sprytnemu posunięciu o wiele łatwiej utrzymać paletę w czystości.



Cudowne cienie... Naprawdę uwielbiam pracę z nimi. Przez to, że tak przyjemnie się je rozciera czas wykonywania mojego dziennego makijażu dwukrotnie się wydłużył. Kolory są piękne, trwałe i niezwykle uniwersalne. Można nimi wykonać zarówno delikatny dzienny makijaż jak i mocny wieczorowy look. Ja osobiście na co dzień nie używam do nich bazy, dobrze się trzymają nawet bez jej pomocy. Jednak gdy wykonuję bardziej skomplikowane połączenia cieni niż delikatnie przydymienie załamania powieki, decyduję się na zastosowanie bazy, tak dla pewności, że nic się nie przemieści. ;) 
Mamy tutaj dużo matów, ale znajdą się także drobinki i metaliczne odcienie. Występuje widocznie zachowana równowaga pomiędzy jasnymi i ciemnymi kolorami. 

Trzy grupy tematyczne noszą nazwy trzech gatunków muzyki, a każdy pojedynczy cień ma własną, wyjątkową nazwę nawiązującą do przewodniego stylu.  

W tej grupie spotkamy się z trzema zespołami heavymetalowymi i jednym hardcorowym muzykiem. Mowa tu o Metal-ice, Iron Maid- in, Lead Zeppelin i Alice Cooper. Ten ostatni to mój faworyt, uwielbiam ten kolor! 




W klasycznej tonacji wystąpią maty, o nazwach Adagio, Allegro, Moderato i Presto. Nazwy te oznaczają tempo z jaką ma być grana muzyka klasyczna. Presto i Allegro to tempa szybkie, Adagio to wolne, a Moderato umiarkowane. Prezentują się całkiem melodyjnie.



Ostatnią grupą jest muzyka alternatywna, czyli kultowe cztery grupy rockowe. Odcienie perły i drobinki czyli  Blink 1982, The Stroke, rem i Third Eye Blinded.


Rekomendując cień Alice Cooper przedstawiam mój niedawny makijaż wykonany za pomocą tego cudeńka. Na ustach pomadka Milly.




Ostatnimi produktami, które można zaliczyć do "suchych" czyli prasowanych jest rozświetlacz i róż. Jak już wspomniałam wcześniej, rozświetlacz nie ma sobie równych. Wystarczy delikatne muśnięcie pędzlem po produkcie, a następnie zaaplikowanie go na szczyty kości policzkowych, alby osiągnąć niesamowity efekt mokrej, iskrzącej tafli. Nazwałabym go płynne złoto. :) Jest naprawdę bardzo dobrze napigmentowany. Róż także należy nakładać wcześniej wspomnianym delikatnym muśnięciem pędzla. Jest w stu procentach matowy, umiejętnie zaaplikowany nie pozostawia plam, a kolor idealnie pasuje do każdego odcienia cery. 

Wyjątkowe nazwy jak to w stylu TheBalm ♥



Jeśli chodzi o kremowe produkty to mam do nich mieszane uczucia. Jako kremowe róże - rewelacja. Utrzymują się na skórze cały dzień, wyglądają bardzo naturalnie i nadają policzkom zdrowy wygląd. W tej roli bardzo dobrze spisuje się odcień Vanilly, dobrze roztarty jest idealnym wariantem makijażu codziennego, wcale nie tworzy czerwonej plamy, przybiera odcień różu o ton ciemniejszego od wyżej wymienionego różu prasowanego. Jest też ALE, Rozczarowały mnie jako pomadki. O ile odcień Milly jest nudziakiem o delikatnej konsystencji, pasującym do większości makijaży, to Vanilly bez użycia na ustach konturówki wygląda nieciekawie. Kolor nie jest tak intensywny jak w opakowaniu, ciężko uzyskać ostre krawędzie, bo pomadka z łatwością wychodzi poza kontur ust.
W rezultacie mam idealny nudziakowy odcień pomadki i piękny kolor różu na policzkach. 



Paletka zawiera także sporych rozmiarów lusterko w kształcie serca oraz "ściągawkę" podpowiadającą jakie kolory będą ładnie ze sobą współgrały. Co prawda ściągawka jeszcze mi się nie przydała, ale lusterko mnie urzekło. Dobrze, że TheBalm dba o to by było obecne w ich paletach, w produktach Zoeva i niektórych paletach Make Up Revolution ich brak.
Szkoda, że Balm Jovi jest tak mało doceniana w urodowym świecie. Jest o wiele bardziej praktyczna od palet zawierających jedynie cienie i świetnie spisuje się na wyjazdach. Ale wciąż więcej mówi się o paletach wcześniej wspomnianej Zoeva, oraz delikatnych paletach Nude Tude i Nude Dude od TheBalm. Ja jednak jak na razie pozostaję wierna Balm Jovi i jest to mój numer jeden. :)

Jeśli macie pytania, to piszcie śmiało! 

Buziaki ♥



Brak komentarzy :

Prześlij komentarz